Uwaga... Wpis przedstawia niepopularne poglądy, zanim zaczniesz czytać, otwórz umysł... :)
Wiara, religia, duchowość to bardzo delikatne sfery naszego życia i trudne tematy do rozmów. Szczególnie w naszym kraju. Czytając niemiecką prasę natknęłam się kiedyś na artykuł pod tytułem "Die tief katolische Kirche in Polen". Tłumacząc na nasze :) : głęboko katolicki kościół w Polsce. Wiem, wiem... niech sobie niemiecki redaktorzyna myśli i pisze, co chce :)
Zastanowiłam się jednak, co to oznacza, że Polacy są głęboko
katoliccy... z perspektywy młodej Polki, wychowanej w
rzekomo niezastąpionym i niepodważalnym duchu katolicyzmu. Otóż dla mnie
to nie ma pozytywnego wydźwięku. "Głęboko katoliccy" nie znaczy
świecący przykładem wiary w Boga, a raczej bezmyślnie dreptający do
kościoła co niedziela, bo mama kazała, bo sąsiad idzie, co pomyśli
sąsiadka, jeśli nie zobaczy mnie podpierającej zawsze tej samej ściany
obok konfesjonału...
Generalizuję. Jednak daleka od prawdy nie
jestem. I choć narażam się na wiadro pomyj i hejtu, to proponuję szczery
rachunek sumienia i przyznanie się samemu przed sobą... Czy przypadkiem nie bierzemy udziału w efekcie owczego pędu? Dziadkowie chodzili do kościoła, rodzice, sąsiedzi, znajomi, więc dlaczego mam się wyłamywać? Tak trzeba i już.
Czy zadałeś sobie kiedyś pytanie jaki jest cel Twoich wizyt w kościele? Jakie są Twoje osobiste pobudki?
Co to dla Ciebie znaczy? Co Ci to daje? Czy skoro wszyscy w Twoim
otoczeniu uważają, że to słuszne, to rzeczywiście mają rację? Skąd
wiemy, że to, co silnie, wielkie, niepodważalne, na wskroś prawdziwe i
prawidłowe rzeczywiście takie jest? Bo większość tak twierdzi?
W jakim świecie żylibyśmy dzisiaj, gdyby Kopernik nie wyłamał się z tłumu wierzących, że ziemia jest płaska? Przecież większość była innego zdania. A większość ma zawsze rację...
Chcę żyć z szeroko
otwartymi oczami, dlatego często poddaję w wątpliwość najbardziej stałe
rzeczy w moim życiu. Na religię też przyszedł czas. Sięgnęłam do wielu
źródeł (można się zastanawiać czy były słuszne czy nie, lecz na pewno
szalenie ciekawe...): filmów dokumentalnych, artykułów o prawdziwych
obliczach kościoła, doświadczeń ludzi z bliższego lub dalszego
otoczenia, wywiadów z księżmi, zakonnicami, liznęłam trochę historii, a
na koniec wyciągnęłam własne wnioski: religia, a wiara w Boga to zupełnie oddzielne kwestie. I
nieważnie czy to katolicyzm czy islam. Kościół to niestety instytucja
wymyślona przez ludzi, a religia to sposób, żeby mieć nad kimś władzę.
Kilkaset
lat temu na polskich wsiach niepójście w niedzielę do kościoła
oznaczało karę grzywny lub karę cielesną. Do chrztu polski musiało
dojść, bo inaczej ówczesny zalążek Państwa Polskiego byłby zrównany z
ziemią. W książkach historycznych poczytamy niestety o papieżach, którzy
byli jak władcy, decydowali o polityce w całej Europie, decydowali kto
ma być żoną króla na dworze francuskim, a jeśli im nie odpowiadała,
zarządzali rozwody...
Czy dziś jest inaczej? Niestety nie.
Kościół jest upolityczniony. Księża mówią nam, na kogo oddać swój głos w
wyborach. Dlaczego? Co ich obchodzi polityka? Bo chcą mieć na nią
wpływ… Bo chcą decydować, na swój sposób rządzić…
A ja chciałabym, żeby w kościele interesowano się moją duchowością, wspierano mnie w trudnym, pełnym wyzwań życiu, wskazywano drogę do bycia lepszym człowiekiem. Chciałabym tam pójść w niedzielę, żeby zaczerpnąć dobrej energii na cały tydzień… Żeby ksiądz był jak mój osobisty terapeuta, który powie, że jestem fajna, silna, dam radę…
Tymczasem słyszę,
że świat jest zły, że jestem grzeszna, nic nie znaczę, jestem owieczką…
To chyba nieprzypadkowe porównanie :) Mówią nam wprost, że jesteśmy
owcami, a oni nas przeganiają w kierunku, w jakim chcą :)
Nie chcę
nawet poruszać kwestii hipokryzji we współczesnym kościele, księży
rzekomo żyjących w celibacie, mających dzieci, kwestię homoseksualizmu,
mrożące krew w żyłach niezliczone historie molestowania dzieci
w sierocińcach przy zakonach, finansową pralnię pieniędzy przy
Watykanie, majątek kościoła, brak jakiejkolwiek skromności. Jeśli
będziesz chciał, sam sięgniesz do źródeł i zaczerpniesz tej wiedzy.
Czy
Bóg chciał, żebyśmy czuli się mali, grzeszni, przychodzili do obcego
mężczyzny za drewnianą kratką w konfesjonale i opowiadali o swoich
błędach? Szczerze w to wątpię. Sądzę, że Bóg jest ponad to
wszystko. Wie wszystko i słyszy nas z każdego miejsca. Nie musimy
wysiadywać w zimnych ławkach kościoła i kupować sobie odpustu grzechów ,
żeby trafić do nieba. Nie potrzebujemy kościoła, żeby być dobrymi
ludźmi. Boga potrzebujemy. Duchowości w naszym życiu również. Jednak
odnajdźmy ją w sobie. Czy masz 85 lat i nosisz moherowy berecik czy
jesteś super nowoczesną 20-latką, jesteś przede wszystkim niezależną,
myślącą istotką... I nie musisz się uzależniać od opinii faceta w kiecce, który wmawia Ci, że tylko jego prawda jest prawdą.
Może
to zabrzmi patetycznie, ale moim skromnym zdaniem Bóg raczej chciał,
żebyśmy czuli się wielcy i wolni. Chciał, żebyśmy sami byli trochę
Bogami. Żebyśmy kreowali nasze życie i naszą osobowość na ludzi mądrych,
silnych i wolnych. Na ludzi będących dobrymi wilkami, a nie tępymi
owieczkami…
W naszych sercach zapisał, co jest dobre, a co
złe. Żadna religia nie musi nam mówić, że nie mamy zabijać. Czy kiedyś
zrobiłeś coś nie do końca fair? Może skłamałeś? Ich choć z całych sił
wmawiałeś sobie, że to nic takiego, to jednak coś tam w środku gryzło...
To coś to sumienie - narzędzie, w które nas wyposażył i dzięki któremu
bezproblemowo odróżnimy dobro od zła.
Sądzę, że połączenie z Bogiem możemy odnaleźć w sobie. Nie potrzebujemy wystawnego budynku i sztucznych obrzędów. Dlaczego śmiem tak twierdzić? Jesteś katoliczką/katolikiem? To zajrzyj czasem do biblii... Interpretuj sam/a: „Nie budujcie mi świątyń z drewna ni kamienia, przełamcie drewno a ja tam będę, podnieście kamień a mnie znajdziecie”. Jest
to cytat z apokryficznej ewangelii wg Filipa. Dlaczego apokryficzna?
Otóż kościół uznał, że nie była dość natchniona, żeby wchodzić w skład
najważniejszych ewangelii czytanych w kościele...
Miłego dnia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz