Jak w ogóle śmiem porównywać? Puszczalską szmatę do głęboko zranionej, pełnej klasy, poważnej żony? Przecież małżeństwo ma większą wartość, niż jakiś tam ukrywany związek na niby! Potwierdzone na papierze, zawarte przed wysokiej rangi urzędnikiem świeckim i/lub kościelnym…
Zgadza się. Gdyby jednak pominąć kwestie prawne, kościelne
oraz imprezę za kilkadziesiąt tysięcy złotych? Pozostaje relacja damsko-męska. I
czy to jest żona, czy kochanka - serce i
uczucia posiadają obie (porównuję oczywiście dwie kobiety kochające mężczyznę,
a nie wyrachowane babska, które uwodzą żonatych mężczyzn dla podbudowania
poczucia własnej wartości, lub innych statusowo-materialnych pobudek).
Gdybym miała wybierać, wolę być zdradzoną żoną. Dlaczego? Krótko mówiąc kochanka poświęciła i zaryzykowała więcej. A gdy związek się nie udał, także straciła więcej.
POCZUCIE
BEZPIECZEŃSTWA
Wszyscy w życiu szukamy miłości. W naszej naturze jest łączenie się w pary, życie w „stadzie”. Chcemy być kochani, akceptowani, mieć kogoś dla siebie. Pod przykrywką miłości chowa się jednak coś znacznie ważniejszego w naszej hierarchii potrzeb: POCZUCIE BEZPIECZEŃSTWA.
Właśnie dlatego powstała instytucja małżeństwa. Ludzie
sądzą, że związek potwierdzony na papierze oznacza posiadanie kogoś na
własność. Kogoś dla siebie, kto ma obowiązek być przy nas i się nami opiekować.
Ba! Kobiety sądzą, że mężczyzna to taki „spełniacz” wszystkich zachcianek i
oczekiwań.
Porzuconą żonę to właśnie boli najbardziej. Często mówi, że
straciła grunt pod nogami, że wszystko się rozsypało. Prawdą jest, że utraciła
poczucia bezpieczeństwa. Tu nawet nie chodzi o miłość i złamane serce. Straciła
osobę, która do niej należała, zawsze była dla niej, często organizowała jej
świat, przynosiła pieniądze itd. Każdy układ jest inny. Małżeństwo oczywiście nie
oznacza posiadania kogoś na własność. To decyzja, zawarcie pewnego rodzaju
układu, umowa. Nie wszyscy to rozumieją. W każdym razie po wypowiedzeniu takiej
umowy, nazywanej rozwodem, kobieta zawsze otrzymuje prawne namiastki poczucia
bezpieczeństwa, jak dom, na który często zapracował tylko facet, kiedy nie zarabia,
otrzyma dla siebie alimenty, itp. Można mnie oskarżać o materialistyczne podejście
do sprawy, ale taka prawda.
A co z kochanką? Ona o poczuciu bezpieczeństwa w takim
związku nawet nie zamarzy. Kwestie materialne są oczywiste – jest niezależna,
nawet jeśli on ją wspiera, to nigdy nie wie, kiedy to się zmieni. Musi sama o
siebie zadbać. Nigdy nie ma pewności, czy jeśli zdradził żonę , to nie zdradzi
też jej. Tragiczną opcją jest, kiedy
żyje w ciągłym zawieszeniu: słyszy, że on chciałaby się rozwieść, ale dzieci,
podział majątku… i ciągnie się to w
nieskończoność. Ona kocha i czeka, a w głębi serca rośnie niepewność podszyta
strachem. A kiedy zakończą ten związek, to mocno zmęczona nie ma ochoty i siły nawet
pomarzyć , że kiedykolwiek w relacji damsko-męskiej może być szczęśliwa.
Może to okrutne, bo żona także po rozstaniu cierpi. Ta
jednak ma na koncie czas, kiedy byli szczęśliwi, kiedy czuła się bezpieczna.
Kochanka tego nigdy nie zaznała.
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz